/r/konfa
Nieoficjalny subreddit "Konfederacji Wolność i Niepodległość", stworzony z myślą o merytorycznej dyskusji na temat polskiej i zagranicznej polityki.
Jedyne takie miejsce na polskim reddicie dla merytorycznej dyskusji o ideowej prawicy.
Zapraszamy wszystkich wyborców, sympatyków konfederacji a także inne osoby o poglądach prawicowych. Osoby o poglądach lewicowych chcących dowiedzieć się o poglądach prawicowych też zapraszamy do dyskusji.
/r/konfa
Warunkiem numer 1 polskiej siły, budowy polskiej potęgi jest stabilizacja wewnętrzna a w jej ramach 2 czynniki:- przerwanie kryzysu, chaosu schyłkowej fazy demokracji liberalnej poprzez ustanowienie jednoznacznego ośrodka władzy, który, kolokwialnie zmęcz ujmując „zrobi porządek” i będzie miał siłę oraz wolę do przeprowadzenia skoku technologicznego i infrastrukturalnego,- radykalne ograniczenie masowej imigracji, która stwarza szereg nowych pól niestabilności wewnętrznej i przyszłych kryzysów.O „Pięciu warunkach polskiej potęgi” mówię w najnowszym odcinku swojego programu, oczywiście na kanale yt. Zapraszam!
Trzy potencjalnie dobre wiadomości dla prawej strony w Polsce przy piątku:
Miłego weekendu ;-)
JAKIE ZAKOŃCZENIE WOJNY NA UKRAINIE?Priorytety polskiej polityki wschodniej a „plan Trumpa”
——
Ukraina przegrywa wojnę. W polskim interesie jest doprowadzić do tego by:- jak najszybciej zakończyć działania zbrojne,- gwarancji bezpieczeństwa udzieliły Ukrainie mocarstwa zachodnie, w żadnym wypadku Polska
——
Tekst, który Państwo czytacie napisałem zamiast nagrania programu podsumowującego to co do tej pory mówiłem na wspomniane tematy na swoim kanale. Przede wszystkim w odcinkach:
- „Dlaczego Ukraina jest tak niewdzięczna?”
- „Fałszywość mitu wielonarodowej I Rzeczpospolitej”
- „Kto nam zabrał Kresy?”
ale i innych, dostępnych na playliście pt. „Geopolityka”.
Wspominam o powyższych programach ponieważ części tez stawianych w artykule nie będę, z braku miejsca, obszerniej uzasadniał. Dociekliwszych Czytelników odsyłam więc właśnie do wspomnianych treści.
✅ Część I: odrzućmy zaciemnienia wynikające z kompleksów, redukcji i uprzedzeń
Banałem jest stwierdzenie, że między Niemcami a Rosją nie ma miejsca na Polskę słabą. Polska musi być silna; gospodarczo, militarnie, kulturowo, musi być wewnętrznie spójna i stabilna a w efekcie posiadać odpowiednią siłę polityczną również w stosunkach zewnętrznych. Niemniej, niezależnie od wiecznie aktualnego postulatu budowy polskiej siły „od wewnątrz”, nasze państwo musi nieustanne prowadzić aktywną politykę zagraniczną, tak by możliwie korzystnie wpływać na swoje otoczenie.
Tymczasem polskie myślenie o stosunkach międzynarodowych bardzo często zamknięte jest w dwóch, fałszywych, równie odrealnionych schematach:
- zakompleksionym twierdzeniu, że nic od nas nie zależy, w związku z czym należy poddawać się różnym, „nieubłaganym” tendencjom zewnętrznym, po prostu wpisać politykę polską w politykę któregoś z mocarstw,
- megalomańskiemu przekonaniu, że polityka innych państw będzie odzwierciedleniem tego jak Polska będzie wobec nich postępowała; w tym podejściu niemal wszystko zależy od tego jak Warszawa w danej relacji się zachowa.
Co ciekawe, nierzadko spotykam ludzi, nawet uważających się za całkiem poważnych, którzy potrafią w krótkiej rozmowie wypowiedzieć obydwa te poglądy niemal jednocześnie, jeden za drugim. „Nic od nas nie zależy, jesteśmy pionkiem” mówią by zaraz dodać „mój Boże, gdyby tylko polski rząd prowadził politykę względem XY inaczej - wszystko szłoby dużo pomyślniej!”
Taki jest często ton nie tylko typowych komentarzy w internecie ale i wielu rozmów toczonych przez ludzi, wydawałoby się, znających świat i stosunki międzynarodowe. Pierwszym zadaniem każdej zdrowej analizy jest więc odrzucić te popularne a fałszywe chochoły, które zalęgły się w naszym postrzeganiu rzeczywistości. Wynikają one z kompleksów a człowiek czy naród zakompleksiony i tym kompleksom ulegający nigdy nie będzie w stanie realizować swoich interesów.
Niestety, stwierdzenia takie jak wyżej przytoczyłem są również efektem naturalnego procesu myślowego jakim jest redukcja. Rzeczywistość międzynarodowa jest splotem mnóstwa różnych czynników. Mało kto ma odpowiednie przygotowanie, wiedzę i czas żeby przeprowadzać dogłębną ich analizę. Dlatego upraszczamy sobie, redukujemy złożoną rzeczywistość do takiej postaci, która da się opisać za pomocą kilku prostych haseł, kilku zaklęć, co pozwoli nam ją uporządkować, ogarnąć, opisać w paru zdaniach.
Po trzecie wreszcie, analizując polskie interesy w obszarze międzynarodowym rzadko kiedy próbujemy stanąć obok naszych sympatii politycznych czy światopoglądowych wobec konkretnych państw, narodów czy struktur międzynarodowych. Zamiast więc analizy interesów państwa polskiego dokonujemy analizy własnych przekonań, emocji, sympatii bądź uprzedzeń i poprzez taką siatkę oceniamy rzeczywistość. Czynią tak zarówno ludzie bez żadnego, kierunkowego wykształcenia czy przygotowania, jak i większość polityków a nawet wielu profesorów stosunków międzynarodowych.
✅ Część II: wyciągnijmy wnioski z historii Polska była niegdyś mocarstwem w naszej części Europy. Dziś do statusu mocarstwowego nie pretendujemy ale musimy pamiętać, co zdecydowało o naszej ówczesnej wielkości i możliwościach. Zdecydowała o tym:
- po pierwsze nasza siła i względna konsolidacja państwa polsko-litewskiego
- oraz, po drugie - słabość i rozbicie polityczne na terenie Niemiec oraz Rusi.
Pierwszy wniosek z historii jest więc oczywisty. Podziały polityczne na terenie niemieckojęzycznym i na terenie państw ruskich są korzystne dla możliwości realizowania interesów i rozwoju państwa polskiego. Jest to pierwsze, najważniejsze i niezmienne od ponad pół tysiąclecia, przykazanie polskiej strategii geopolitycznej. Jeśli Polska ma jakiś wpływ na to, by Niemcy nie były zjednoczone i skonsolidowane pod wodzą Berlina, powinna ten wpływ wywierać. Jeśli Polska ma jakiś wpływ na to, by Ruś nie była zjednoczona i skonsolidowana pod wodzą Moskwy, powinna ten wpływ wywierać. Zjednoczona i skonsolidowana Ruś, zjednoczone i skonsolidowane Niemcy zawsze dążą bowiem do zaciskania geopolitycznych kleszczy nad całym regionem, w którym Polska jest najsilniejszym graczem. Kiedy Berlin i Moskwa siadają razem do stołu, Polska jest prawie zawsze daniem głównym. Niezależnie od tego czy siadają król Fryderyk z carycą Katarzyną, Hitler ze Stalinem czy Angela Merkel z Władimirem Putinem.
Drugi wniosek dla wielu już oczywisty nie jest bo wymaga rozumienia procesów narodowościowych, które zaszły na świecie a przede wszystkim w Europie przez ostatnie dwa stulecia. Wniosek ten brzmi; odbudowa skonsolidowanej siły państwowej o rozmiarach I Rzeczpospolitej jest mrzonką. W XIX i XX wieku ukształtowały i kształtują się na terenach należących do dawnej Rzeczpospolitej historycznie młode, oparte na wspólnotach etnokulturowych, narody; Estończycy, Łotysze, Litwini, Białorusini, Ukraińcy.
Wszystkie te narody posiadają bądź dążą do posiadania swoich suwerennych państw, w których mogłyby się rozwijać i umacniać swoją tożsamość. W większości z niechęcią lub co najmniej obojętnością postrzegają I Rzeczpospolitą jako okres polskiej dominacji kulturowej i politycznej. Niezaprzeczalny fakt istnienia tych narodów jak i ich dążeń, nierzadko sprzecznych z polskimi, przekreśla fantazje zarówno imperialistów, widzących polskie granice przesunięte daleko na wschód, jak i mesjanistów, chcących rozmywać polską tożsamość i nasze interesy narodowe w tyglu rzekomej wspólnoty, rozciągającej się od Zatoki Fińskiej po Odessę.
Obie te wizje stanowią szkodliwą iluzję. Z tym, że o ile pierwsza jest wśród elit nad Wisłą słusznie odrzucana, o tyle druga jest szalenie popularna. Znajduje wyraz w praktycznej polityce państwa polskiego przez ostatnich 35 lat, choć jest w swoim rdzeniu nie mniej utopijna.
Żadnych wymiernych korzyści nie dało Polsce nieustanne zabieganie o względy państw bałtyckich, zwłaszcza Litwy, kosztem interesów naszej mniejszości. Polityka tych państw na arenie międzynarodowej, często zbieżna z Polską, jest wynikiem ich położenia geopolitycznego. Litwa nie zachowywałaby się diametralnie inaczej np. w stosunku do Moskwy, gdybyśmy twardo zabiegali o swoje interesy.
Brak wzniesienia się ponad demoliberalne schematy na przełomie XX i XXI wieku oraz postawienia priorytetu na interesy mniejszości polskiej przełożyły się na brak jakichkolwiek wymiernych sukcesów na kierunku białoruskim. Wreszcie, jednostronnie przyjazna i nieoczekująca twardych gestów wzajemności polityka Polski wobec Ukrainy, która datuje się na wiele lat przed 2022, również kończy się pasmem rozczarowań i braku realizacji polskich interesów. Ukraińcy nie są w stanie zdobyć się nawet na tak elementarne gesty jak pełna współpraca przy ekshumacji ofiar banderowskiego ludobójstwa. Nie są przyzwyczajeni, że Polska stawia twarde warunki. Najwyższy czas to zmienić.
Twardy język negocjacji konkretnych spraw, istotnych z polskiego punktu widzenia, musi wreszcie zaistnieć w relacjach ze wszystkimi naszymi sąsiadami na wschodzie. Polskich zaklęć o wielkiej wspólnocie ponad podziałami może i słuchają tam z uprzejmym uśmiechem, może i z satysfakcją przyjmują różne czynione przez nasze państwo gesty. Nie zmienia to faktu, że jeśli za zaklęciami i gestami nie idą twarde oczekiwania realizacji konkretnych polskich interesów, zaskarbiamy sobie co najwyżej opinię romantycznych dziwaków a nie poważnych graczy na arenie międzynarodowej.
✅ Część III: określmy nasze linie brzegowe
Wszystko co powiedzieliśmy sobie w I i II części tekstu prowadzi nas do dwóch dosyć oczywistych wniosków, z których wyciągnięciem i praktycznym zastosowaniem polska klasa polityczna ma jednak przez ponad trzy dekady zasadnicze problemy.
Po pierwsze, skoro powrót Polski w dorzecze Dniepru jest nierealny a próby podejmowane w tym kierunku zakończyłyby się katastrofą naszego państwa, to kluczowym zagadnieniem pozostaje dążenie by nad tymi terytoriami nie panowała również Moskwa. Polska powinna wobec tego wspierać dążenia niepodległościowe Tallina, Rygi, Wilna a zwłaszcza Mińska i Kijowa wobec Moskwy. Opowiedzenie się po ukraińskiej stronie w trwającym konflikcie oraz udzielenie Ukrainie wsparcia jest oczywistym następstwem „pierwszego przykazania geopolitycznego Polski” - im więcej państw ruskich, niezależnych od Moskwy, tym dla nas lepiej.
Po drugie - sposób realizacji tego wsparcia powinien być zdecydowanie inny od tego co obserwowaliśmy przez ostatnich kilkanaście lat. Nasze strategiczne interesy zaczynają i kończą się na punkcie „Kijów niezależny od Moskwy, Moskwie niepodporządkowany”. Czyli mówimy o kwestiach militarnych, kwestiach bezpieczeństwa. Wszystko co poza ten punkt wychodzi jest już obszarem, w którym Polska powinna twardo forsować swoje interesy w relacjach z Kijowem. Od kwestii historycznych przez przemysł, rywalizację w rolnictwie, handlu czy przewozach na kwestiach finansowych skończywszy. Ukrainie powinno zależeć na dobrych relacjach z Polską, nie na odwrót. Należy to zdecydowanie egzekwować.
Taka sama miara polityczna powinna być stosowana wobec wszystkich państw leżących między Polską a Rosją. Wspieramy ich niezależność bo jest to nasz interes strategiczny ale zarazem twardo realizujemy wszystkie pozostałe, polskie interesy we wzajemnych relacjach.
✅ Część IV: określmy polskie priorytety wobec zakończenia wojny rosyjsko-ukraińskiej
Zacznijmy od stwierdzenia, że traktat pokojowy między Rosją a Ukrainą jest, w dającej się przewidzieć perspektywie, niemożliwy. Byłby możliwy tylko wtedy, gdyby załamaniu uległa jedna z dwóch, walczących stron. Rosja jest na to ciągle zbyt silna, zaś na całkowite załamanie się Ukrainy nie mogą pozwolić sobie państwa zachodnie, zwłaszcza USA. Nie jest zaś, w obecnym stanie rzeczy, wyobrażalne wycofanie się Rosjan na międzynarodowo uznane granice Ukrainy. Z drugiej strony niemożliwym wydaje się zaakceptowanie i podpisanie przez Ukraińców traktatu, który wytyczyłby nowe granice i okroiłby ich państwo o około 20%.
Co jest zatem realne? Wbrew wielu komentarzom, przecieki pochodzące jakoby z „planu Trumpa” dla Ukrainy wyglądają na rozsądną i realistyczną ocenę sytuacji. Mówiłem i pisałem o praktycznie identycznych rozwiązaniach już ponad miesiąc temu. Przy czym co zaproponuje nowy rząd USA nikt w tej chwili na pewno nie wie, tym bardziej, że sam skład tej administracji nie jest jeszcze przesądzony.
✅ Po pierwsze - mówimy więc o rozejmie, zawieszeniu działań zbrojnych, a nie o traktacie pokojowym, który obecnie wydaje się niemożliwy.
✅ Po drugie - nie widać powodów dla których w obecnej sytuacji na froncie Moskwa miałaby się szybko na taki rozejm godzić. Zakładam, że za ofertą rozejmową pójdą z Waszyngtonu do Moskwy groźby, że nieprzyjęcie oferty będzie np. skutkowało skokowym wzrostem wsparcia militarnego dla Ukrainy lub innymi konsekwencjami. Trzeba brać ten kluczowy czynnik pod uwagę.
✅ Po trzecie - nikt nie przyjmie Ukrainy do NATO z rozgrzebanym konfliktem na setkach kilometrów granicy i sporem terytorialnym z mocarstwem atomowym. Kto opowiada Ukraińcom o rychłym przyjęciu do NATO ten karmi ich szkodliwą iluzją. W tym zakresie „gwarancja” złożona Moskwie, że Ukraina do NATO nie wstąpi jest oczywistością, którą można Rosjanom spokojnie „oddać” i ogłosić jako „ustępstwo”, choć de facto żadnym ustępstwem nie jest.
✅ Po czwarte - istotnie, jedyną, silną gwarancją bezpieczeństwa, jaką państwa zachodnie mogłyby udzielić Ukrainie, byłoby wysłanie ich wojsk na linię rozejmu by rozdzielić walczące strony. Również mówiłem i pisałem o tym ponad miesiąc temu. Dla Polski w tym kontekście ważne są dwie kwestie:
Podsumowując, to co w różnych tekstach zostało już określone jako „plan Trumpa na zakończenie wojny” (a co wcale nie musi nim być ani teraz ani w przyszłości) brzmi realistycznie i z polskiego punktu widzenia całkiem nieźle.
W naszym interesie jest szybkie zakończenie czy raczej, patrząc bardziej realistycznie, możliwie trwałe zamrożenie konfliktu ponieważ:
- trudna sytuacja na Ukrainie grozi kolejnymi falami uchodźców,
- załamanie się czy przesuwanie frontu na zachód już wpływa i będzie negatywnie wpływało również na postrzeganie Polski jako atrakcyjnego miejsca inwestycji i partnera gospodarczego na świecie,
- polskie zbrojenia potrzebują spokoju i czasu by osiągnąć odpowiedni potencjał odstraszania.
W naszym interesie jest by konflikt przerwać z możliwie dużym zaangażowaniem państw zachodnich, optymalnie - z wysłaniem na Ukrainę ich wojsk rozjemczych.
W naszym kluczowym, strategicznym interesie jest by Polska nie znalazła się w żadnym gremium dającym Ukrainie gwarancje bezpieczeństwa lub wysyłającym wojska na linię rozgraniczenia.
———
Ukraina obroniła w 2022 roku swoją niepodległość, co jest korzystne z polskiego punktu widzenia.
Ukraina nie została przez ostatnie lata nauczona przez polskich polityków twardych negocjacji i realizowania również naszych interesów, co jest bardzo niekorzystne i musi zostać szybko zmienione oraz nadrobione.
Jeśli dojdzie w miarę szybko do przerwania ognia to Ukraina będzie miała swoją faktyczną granicę wschodnią na linii bardzo zbliżonej do granic I Rzeczpospolitej z otwartym dostępem do Morza Czarnego ale bez „Chanatu Krymskiego”, czyli bez Donbasu, Krymu, części Zaporoża.
Wbrew wielu fantastycznym wyobrażeniom czy życzeniom to najbardzej optymistyczny a zarazem realistyczny dziś wariant zamrożenia konfliktu z polskiego punktu widzenia. Największy problem polega na tym, że zależy on nie od nas a głównie od Waszyngtonu; ale to Warszawa wszelkimi możliwymi kanałami powinna aktywnie zabiegać o jego realizację.
Robert Winnicki
10.11.2024
Dawno temu napisałem post: https://www.reddit.com/r/konfa/comments/1f0v5hj/jak_rozwi%C4%85za%C4%87_problem_dzietno%C5%9Bci_i_pare_innych/ w którym poruszyłem temat, niskiej dzietności i prób rozwiązania związanych z nią problemów. Poszedłem o krok dalej, pisząc drugą i trzecią część jednocześnie, prowadząc niemal akademicki research ;). Jednak za każdym razem, gdy zbliżałem się do wyciągnięcia ostatecznych wniosków, dochodziłem do wniosku, że proponowane rozwiązania są jedynie powierzchowne. Można stosować promocje, ulgi podatkowe czy inne mechanizmy, ale wszystkie te działania to jedynie leczenie objawów, a nie przyczyny problemu. Efekt? Temat wydawał mi się coraz bardziej złożony i ostatecznie niemal go porzuciłem.
Niedawno jednak zauważyłem, że wszystkie argumenty przeciw posiadaniu dzieci pojawiają się dopiero pod wpływem zewnętrznych czynników, które zmieniają postrzeganie świata (czyli, można by powiedzieć, w wyniku "propagandy", czasem subtelnie ukrytej pod różnymi formami filozofii). U ludzi, którzy nie poddali się takim wpływom – albo je odrzucili – posiadanie dzieci wydaje się czymś naturalnym. Przykładem mogą być społeczności takie jak Amisze, gdzie rodziny wielodzietne są normą.
Jeszcze bardziej dobitny przykład można dostrzec u dzieci. Jeśli dasz małej dziewczynce lalkę przypominającą dziecko, naturalnie przejmuje ona rolę opiekunki; podobnie, jeśli poprosisz młodsze dzieci o zaopiekowanie się jeszcze młodszymi, często wcielają się w role „mamy” czy „taty”. Nawet chłopcy potrafią odnaleźć się w tej roli, pokazując, że potrzeba opieki nad młodszymi jest naturalnym instynktem.
Ciekawym przykładem tego jest program, który miał na celu zniechęcenie młodzieży do macierzyństwa poprzez opiekę nad specjalną lalką, symulującą „trudy” rodzicielstwa. Co ciekawe, program przyniósł skutek odwrotny do zamierzonego – nastolatki nie tylko poradziły sobie z opieką nad lalkami, ale nawet zapragnęły mieć swoje własne dzieci.
Pojawia się zatem pytanie: na ile realne są problemy, które "mogą" wystąpić, a na ile są efektem tego, co nazywam antynatalną propagandą? W praktyce wszystkie zwierzęta, w tym ludzie, są wyposażone w instynkty pozwalające im radzić sobie z naturalnymi wyzwaniami, w tym z rozmnażaniem i opieką nad potomstwem. Wydaje się, że próby „walki” z naturą rodzą problemy, a rozwiązaniem może być po prostu pozostawienie miejsca na naturalny bieg rzeczy.
Podobnie teoretyczne trudności, jak problemy finansowe czy mieszkaniowe, mogą zostać rozwiązane w sposób naturalny. To nie oznacza, że należy zrezygnować z działania, ale chodzi raczej o impulsy, które – z natury – skłaniają ludzi do poprawienia swojej sytuacji życiowej. Znalezienie się w trudnej sytuacji wywołuje potrzebę wyjścia z niej i wzmaga ludzką motywację, by osiągnąć lepsze warunki dla siebie i przyszłych pokoleń.
Nawiązując do pierwszego posta - co rząd powinien zrobić, aby wspierać wzrost dzietności? Przede wszystkim – nie przeszkadzać ludziom i naturze w swobodnym funkcjonowaniu. Na początek warto rozważyć usuwanie istniejących barier prawno-regulacyjnych, które w wielu przypadkach niepotrzebnie komplikują życie rodzinne i codzienną egzystencję obywateli. Można również rozważyć regulacje ograniczające wpływ propagandy antynatalnej, choć to dotykałoby kwestii wolności wypowiedzi. W zupełności wystarczyłoby jednak, aby rząd przestał finansować inicjatywy, organizacje pozarządowe i think tanki, które promują ideologie sprzeczne z potrzebami społeczeństwa, oraz aby dążył do prostego i niskiego opodatkowania. Dzięki temu rząd miałby mniej środków na marnotrawienie ich na działania sprzeczne z naturalnymi potrzebami człowieka, a obywatelom pozostawiono by większą swobodę w kształtowaniu swojego życia i decyzji o rodzinie.
Rząd rządem, a my? Co "my" powinniśmy zrobić? Poza wyborem rządu, który realizowałby powyższe sugestie, oraz wywieraniem nacisku na polityków, aby działali zgodnie z tymi zasadami, nie ma już miejsca na abstrakcyjne „my”. Zostaje „ja” – a każdy z nas, jako jednostka, może być przykładem i nauczycielem dla przyszłych pokoleń, pokazując swoim życiem, że tworzenie rodziny i kształtowanie relacji jest naturalną i wartościową częścią ludzkiej egzystencji.
Może i formuła wyczerpała się dawno temu, może i zrobiło się nudno, ale dla liberalnego establishmentu marsz w dalszym ciągu jest solą w oku i wrzodem na tyłku. Dlatego w tym roku tym bardziej należy się stawić.
Nitka na najdziwniejsze wypowiedzi polityków z ostatnich dni, tygodni, miesięcy czy lat. Czy ktoś ma diament w postaci wypowiedzi polityków za które można śmiało ugryźć się w język? Przykładowo Tusk mówiący o tym, że będzie łamał prawo bo tak XD Macie dobre cytaty?